Uwierzycie, że pierwszy fikołek w życiu jeszcze przede mną? Poza robieniem fikołków, czy też fachowo nazywając: robieniem przewrotów w przód i w tył, nurkowanie znajduje się na górze listy tych nielubianych przeze mnie aktywności fizycznych. O rany jak ja nie lubię nurkować! Sama myśl o tym wywołuje u mnie opór.
Jest kilka powodów takiej sytuacji. Najbardziej prozaiczny, ale jednak istotny: podczas zanurzania głowy moczę włosy. Kiedy bywałam na basenie zimą, suszenie trwało zbyt długo, a cenne minuty, które mogłabym poświęcić na pływanie, uciekały.
Drugi powód: wbijające się okularki w oczodoły. Nie wyobrażam sobie pływać pod wodą bez nich!
I na koniec ta myśl: czy wypłynę na powierzchnię? A co jeśli wypływając napotkam jakąś przeszkodę lub innego pływaka? Zderzenie gotowe, woda nalewa się do okularków, a ja nie mam się jak bronić.
Myśląc o nurkowaniu, mam przed oczami jeszcze jeden obrazek. Niebieski ocean, cudownie bajeczne kolorowe ryby, rafa koralowa. Ale zaraz potem nadpływający wielki rekin. Samo wyobrażenie jakich uczuć mogłabym w takiej sytuacji doświadczać, paraliżuje mnie.
Biorąc pod uwagę mój lęk przed nurkowaniem prawdopodobnie nigdy się tego nie dowiem.
Dla mnie, nasz wewnętrzny świat jest taką wielką wodą. Gdy w nim nie sprzątamy, szybko robi się brudno. Mam przed oczami odkryty basen jak na amerykańskich filmach, z niewymienioną wodą, pokryty liśćmi i starą zabawką na jego dnie.
Zdarza się, że ta nasza woda jest zanieczyszczona echem głosów innych osób, ich emocji, opinii na nasz temat. Odbijają się w niej wartości i przekonania, które nie należą do nas. Pływają papierki po nie naszych cukierkach.
Czasem decyduję się na przepłynięcie z płytkiej basenowej wody do mentalnego, wewnętrznego oceanu. Wyruszam z ciekawością, ale też lękiem by uczyć się o sobie. Zdarza się, że robi się niepokojąco ciemno i mętno, ale nie zawracam. Zanurkowanie w niejednokrotnie zimnej i nieprzyjaznej wodzie, boli wręcz fizycznie, doświadczam wielu skrajnych emocji, zwątpienia i lęku.
Taką podróż w głąb siebie, Joseph Campbell, amerykański mitoznawca i religioznawca porównał do jaskini, mówiąc: „Jaskinia, do której boisz się wejść, skrywa skarb, którego szukasz.” Nie chodzi o to by tam zamieszkać i rozbić namiot, ale raczej, żeby te miejsca odwiedzać raz na jakiś czas i nauczyć się po nich poruszać.
Wypłynięcie na powierzchnię po takiej podróży czy też wyjście z jaskini to jak przebudzenie z wieloletniego snu. Niektóre ze znalezionych tam artefaktów, zostawiam, inne zaś części wyławiam i przypatruję się im pod światło. Pozwalam kawałeczkowi mojej tożsamości umrzeć by mogło narodzić się coś nowego. Jasnego. Nie zawsze jest to łatwe i przyjemne. Ważne by przy wypływaniu zadbać o to by ktoś życzliwy podał nam ręcznik.
A czy Ty wybierasz się raz na jakiś czas w Twoją wewnętrzną podróż?